Marka APIS straciła wiele w moich oczach, głównie przez swoją politykę, która jest przeciwko klientom. Zawiodłam się na peelingach, kremach, serum, których skład został zmieniony tak bardzo, że kosmetyki kompletnie nie sprawdziły się w mojej pielęgnacji, choć wcześniej byłam z nich bardzo, bardzo zadowolona. Na szczęście maski algowe peel off, które tak bardzo mi się marzyły, spełniły moje oczekiwania.
Profesjonalna maska algowa brzmi niezwykle kusząco, nie mogłam oprzeć się namiastce zabiegu prosto z salonu kosmetycznego. Forma maski idealnie trafia w moje potrzeby, narzekam na chroniczny brak czasu, a stosowanie masek peel off jest niezwykle łatwe i szybkie, wszystko schodzi za jednym pociągnięciem. To super rozwiązanie nie tylko dla leniuchów i zapracowanych, ale zwłaszcza dla osób z cerą trądzikową, gdy pojawiają się stany ropne, a nie chcecie trzeć i podrażniać skóry. Wybrałam dla siebie dwie wersje - decydującym czynnikiem był zapach, poszukiwałam czegoś świeżego o miłym zapachu, padło na wersję z owocami cytrusowymi i wersję z żurawiną.
Maski algowe APIS to maski peel off, bazą jest alginat, który wraz z upływem czasu zastyga na naszej skórze, tworząc łatwo odchodzącą od skóry skorupę i bez problemu po odczekaniu 15-30minut ściągniemy ją w bardzo prosty, szybki i sprawny sposób. Przyznam, ze bardzo spodobała się się forma takich masek, i nie pamiętam kiedy ostatnio sięgnęłam po te tradycyjne, zwłaszcza, że mam tutaj pełną dowolność i także mogę je wzbogacać półproduktami.
Tak jak widać, maski mają postać sypką. Przy otwieraniu trzeba trochę uważać, ponieważ bardzo pylą i jeśli wylądują na odzieży, materiale - ciężko jest je usunąć, dlatego większość trafia od razu do prania. Taka forma sprawia, że maski są niesamowicie wydajne i gdyby moi domownicy nie byli tak chętni w stosowaniu maseczek, to w życiu nie wykorzystałabym nawet jednej w przeciągu 8 miesięcy, tak jak zaleca producent. Rozrabianie masek jest bardzo proste, nie trzymam się określonej ilości, w zasadzie wsypuję wszystko 'na oko', do pożądanej konsystencji gęstej śmietany. Maski nie mają żadnych grudek, konsystencja jest jednolita, wraz z mieszaniem maska żurawinowa nabiera różowego koloru, a rozjaśniająca z owocami cytrusowymi - limonkowego. Maski rozrabiam zawsze z wodą, hydrolatem, natomiast nigdy nie mieszałam ich z jogurtem, czy kefirem. Bez problemu maski APIS można wzbogacić półproduktami i olejami, w rozsądnej ilości oczywiście, by nie zaburzyć konsystencji. Radzę uważać także przy kręceniu maseczki i jej nakładaniu, kilka razy maska zdążyła kapnąć na moje ubrania i później miałam ogromny problem z ich dopraniem. Trzeba uważać także przy nakładaniu na skórę - najlepiej tą samą grubość na całą twarz, omijajcie okolice przy włosach, brwiach. Jeśli nałożycie ją cieńszą warstwą, to błyskawicznie zasycha i trudno jest ją usunąć, w zasadzie zawsze musiałam trzeć skórę w okolicach włosów, co owocowało podrażnieniem, przy okazji wyrwałam też kilka włosków.
Zdejmowanie maseczki jest bardzo proste, po około 30 minutach, kiedy maseczka zdąży już zaschnąć, za jednym pociągnięciem schodzi cały płat. Dlatego radzę omijać okolice, gdzie macie włosy, bo nie jest to już takie łatwe. Poza tym bez zarzutu ;)
Nie wierzę w super właściwości masek algowych, wiem, ze algi to bardzo cenne surowce kosmetyczne, ale oh come on, nie wyprasują nam zmarszczek, ani nie zrobią super liftingu, więc przy wyborze kierowałam się głównie zapachem. Nie liczyłam ani na rozjaśnienie przebarwień, ani na rewitalizację i ujędrnienie. Ale miło by było, gdyby działanie masek solo było zadowalające.
No i faktycznie tak było. Maski bardzo przyjemnie nawilżają, chłodzą i łagodzą. Skóra po zdjęciu takiej maski jest niesamowicie gładka, delikatna i miękka w dotyku. Jest zdecydowanie jaśniejsza, widać, że jest dobrze odżywiona i dotleniona. Nie jest to efekt wow, ale to tylko suchy alginat i kapka ekstraktów. Dlatego maski warto wzbogacać półproduktami, zwłaszcza aloesem, pantenolem, kilkoma kropelkami ulubionego oleju i kwasu mlekowego, olejkiem eterycznym (u mnie ciągle ukochany olejek lawendowy i rozmarynowy ) czy liposomami z ZSK. Maski nie podrażniły, ani nie wysuszyły mojej skóry, nie zaostrzają zmian zapalnych, ani nie prowokują wysypu. Z tego względu maski stosowałam niezwykle sumiennie i stosuję nadal podczas kuracji Atredermem. Zauważyłam jedynie, że podczas łuszczenia skóry, po maseczce bardzo uwidaczniają się suche skórki, ale wystarczy wklepać nawilżacz i wszystko wraca do normy ;)
Maska algowa ujędrniająco -rewitalizująca z żurawiną i granatem
przeznaczona do intensywnej pielęgnacji cery dojrzałej, wymagającej
ujędrnienia i rewitalizacji. Maseczka ujędrnia i uelastycznia skórę.
Rewitalizuje, spłyca mikrozmarszczki i chroni przed starzeniem. Nawilża i
odżywia skórę. Można stosować po zabiegu mikrodermabrazji.
Maska dostarcza skórze duża dawkę naturalnej wit. C, zawartą w ekstrakt
z żurawiny i granatu, który działa wybitnie rewitalizująco i
ujędrniająco. Wzmacnia naskórek, stymuluje syntezę kolagenu i doskonale
ja nawilża. Maska pozostawia skórę idealnie napiętą, nadaje jej
promienny wygląd i aksamitną gładkość w dotyku.
Wskazania: dla każdego rodzaju cery wymagającej szybkiego, wymagającej szybkiego ujędrnienia i rewitalizacji.
Składy masek są bardzo proste, nie zawierają żadnych dodatkowych substancji i wypełniaczy, prócz tych, o których nie poinformował nas producent - wszak mamy tu tylko alginat i ekstrakty owocowe. Bazą maski ujędrniająco-rewitalizującej jest alginat ze spiruliny, skład jest bardzo prosty i klarowny. Tuż za alginatem mamy ekstrakt z żurawiny i granatu. To wszystko. Bardzo cenię kosmetyki z tak krótkim składem i faktycznie to się sprawdza. Maska ma bardzo przyjemny, słodko-kwaśny zapach. W białym alginacie zatopionych jest pełno różowych kuleczek - są to ekstrakty z owoców.Wersja żurawinowa zdecydowanie lepiej nawilża, lepiej odżywia cerę i nie podkreśla tak suchych skórek. Sprawdzi się podczas silnych kuracji dermatologicznych, a także u osób z cerą suchą, odwodnioną, przesuszoną, czy wrażliwą.
INCI (wersja żurawinowa) : Algin (Spirulina Pacifica), Cranberry Extract, Pomegranate Extract
Maska
jest połączeniem intensywnie nawilżąjcego alginatu z ekstraktem z
ogórka i owoców cytrusowych (grejpfruta, limonki, pomarańczy), który
delikatnie wspomaga rozjaśnianie i zmniejsza przebarwienia naskórkowe.
Skóra staje się wygładzona, dotleniona i odświeżona.
Wskazania: dla każdego rodzaju cery z przebarwieniami.
Maska z cytrusami i ogórkiem działa bardzo podobnie, choć nieco inaczej. Wprawdzie cera jest także nawilżona, gładka, delikatna i rozjaśniona, nie podrażnia, ani nie wysusza, ale jednak bardziej podkreśla suche skórki. Nawilżenie jest zdecydowanie słabsze niż w przypadku wersji żurawinowej, ale odpowiednio wyważone i dlatego bardziej polecam ją osobom z tłustą cerą. Skóra nie przetłuszcza się tak bardzo, świetnie oczyszcza pory i widocznie je zwęża (niestety efekt mija bardzo szybko) oraz ładnie rozjaśnia i tonizuje cerę, widać, że bardzo dobrze na mnie działa ;) Akurat tutaj mamy alginat z alg brunatnych, który intensywniej oczyszcza (spirulina słynie głównie z właściwości odżywczych) i wpływają lepiej na skórę tłustą, trądzikową i zanieczyszczoną. Tuż za algami brunatnymi mamy ekstrakt z ogórka, limonki, grejpfruta i pomarańczy. Zapach jest świeży i przyjemny, choć niestety nie pachnie tak świetnie jak cytrusowe olejki eteryczne, dlatego moją mieszankę zawsze wzbogacam olejkiem eterycznym z pomarańczy słodkiej. Gdybym miała wybrać jedną wersję - odpowiedniejsza dla mnie okazała się wersja rozjaśniająca przebarwienia.
INCI (wersja cytrusowa): Algin (Laminaria Saccharina), cucumber Extract, Lime Extract, Grapefruit Extract, Orange Extract
Jestem bardzo zadowolona z maseczek, choć przyznaję, ze cena takiej przyjemności to 60 złotych za opakowanie. Jest to całkiem sporo, ale za tą cenę dostaję aż 250 gram świetnego produktu, w przeliczeniu na objętość to aż 500ml. Bardzo ciężko będzie Wam zużyć chociaż jedną wersję w przeciągu 8 miesięcy (choć uważam, ze nic się nie stanie, jeśli przetrzymacie ją do momentu, aż ją wykorzystacie, to tylko suchy proszek, trzeba obserwować, czy przy mieszaniu konsystencja jest nadal jednolita, bez grudek)dlatego warto zaopatrzyć się w jedną wersję. Maski można też nabyć w nieco niższej cenie, ale nie w opakowaniu jaki widzicie, tylko woreczku strunowym. Opakowanie wykonane jest z porządnego plastiku, z odkręcaną nakrętką. Nie wiem, czy maski kupię raz jeszcze, ponieważ wiele firm oferuje maski algowe peel off w jeszcze niższej cenie. Tym razem chyba skuszę się na coś od Norel ;)
Pozdrawiam,
Ewa
Możesz powiedzieć coś więcej na temat powodów stosowania Atre? Na zdjęciach po kuracji Zoraciem masz piękną buzię! Dlatego zaskoczeniem jest dla mnie używanie przez Ciebie tak mocnego środka jak Atrederm. :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie stać mnie na kupno tych masek. :D Ale prawda jest też taka, że nie przepadam za produktami peel-off, więc opisane przez Ciebie produkty nawet mnie nie kuszą. ;D
Alessso, to było dawno temu, od jesieni walczę z silnym nawrotem trądziku i niestety włączenie Atredermu do pielęgnacji było konieczne :)
UsuńRozumiem. Przykro mi w takim razie, łączę się z Tobą w bólu i życzę powodzenia w walce!
Usuńza algami średnio przepadam, a z Apisu ich jeszcze nie miałam.
OdpowiedzUsuńMnie strasznie wypryszczało po tradycyjnych algach,a tutaj nigdy nie mam wysypu, dlatego tak bardzo mi się spodobały :)
UsuńBardzo fajna recenzja. Ja jednak zostanę przy swojej spirulinie, którą kupuję w zsk za parę złotych - dodaję do niej zieloną glinkę, rozrabiam z hydrolatem i dorzucam parę kropel olejku z drzewa herbacianego. Pod taką maskę nakładam trochę serum olejowego i wszystko trzymam 25 minut zwilżając twarz wodą. Minusem jest zapach brudnego akwarium i to to, że co parę minut muszę psikać sobie wodą w twarz. Za to efekty są super - skóra oczyszczona, gładka, rozjaśniona, zmiany goją się lepiej. Dzięki olejowi pod maską - zmywa się ją łatwo, bez tarcia. No i cena nieporównywanie niższa niż gotowych masek...
OdpowiedzUsuńRównież uwielbiam algi i glinki, ale niestety nie służyło to mojej skórze - bo zawsze jakiś stan zapalny zdążył się rozwalić, albo drobinki w glinkach podrażniały moją skórę. Dodatkowo po spirulinie obserwuję wysyp pryszczy, a tutaj tego nie ma ;) Serum olejowe pod maski to fajna rzecz, nie dość, ze ułatwia zmywanie, to jeszcze spowalnia wysychanie maski i fajnie nawilża skórę :)
UsuńEwo, mam pytanie (nie chcę Ci już zawracać głowy mailami) czy warto jest włączyć do mojej kuracji (wieczorem acnederm, rano Twój tonik PHA) - tonik 2 % BHA z Biochemii Urody? Jak pisałam Ci ostatnio w mailu jest duża poprawa, ale wciąż jeszcze mam problem z małymi zaskórnikami.. może wieczorem przed acnedermem mogłabym co drugi dzień użyć takiego toniku z kwasem salicylowym? Myślałam też o peelingach salicylowych, ale to może za jakiś czas ;)
UsuńMozesz tak zrobić, ale bez obaw możesz podkręcić też działanie ancedermu. 5 minut przed nałożeniem acnedermu, możesz przetrzeć twarz tonikiem z BHA i nałożyć krem z kwasem azelainowym ;)
Usuńwidziała, je na targach ale nie skusiłam sie jednak
OdpowiedzUsuńCena jest trochę zaporowa, ale zwraca się po kilku miesiącach ;)
Usuńja tez jestem na apis obrazona raz za zmiane skladow a dwa za durne odpowiedzi na ich facebookowym fp. sklep autoryzowany oczywiscie nie jest odpowiedzialny za zmiany skladu i umywa rece :(
OdpowiedzUsuńDlatego serdecznie polecam maski alginatowe Calaya, dostepne sa rozne wersje- z acerola, ze spirulina, opakowanie 90 gram kosztule kolo 15 zl a 270 gr ponizej 40 zl
te maski byly dla mnie ukojeniem przy cerze podraznionej kwasami podczas kuracji, wygladzaly, delikatnie "zbieraly" wylinke
Zwrócę na nie uwagę, cena jest zdecydowanie bardziej atrakcyjna :)
UsuńMaski algowe ogromnie polubiłam i na stałe weszły do pielęgnacji mojej skóry. W szczególności przypadły mi do gustu maski Norel i Organique, a na Bielendę mam ogromną chrapkę :)
OdpowiedzUsuńCzyli następnym razem padnie na Norel :)
UsuńEwo, myślisz, że lepiej stosować naprzemiennie wieczorami Acnederm i tonik PHA (mam ten z BU), czyli rano tonik, wieczorem Acnederm? Czy tonik z kwasami stosowany rano nie spowoduje przebarwień (oczywiście stosuję wysoki filtr, ale wiadomo, teraz więcej słoneczka)? I czy nałożenie makijażu na twarz przetartą tonikiem może jakoś negatywnie wpłynąć na jego działanie? Wybacz, że tyle pytań, ale wiem, że masz mega wiedzę i znasz się na tym o czym piszesz. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń*miało być czy rano tonik a wieczorem Acnederm :)
UsuńLepiej PHA rano, a acnederm wieczorem, efekty zauważysz znacznie szybciej. Kwasy PHA działają antyoksydacyjnie i świetnie nawilżają, można je stosować o poranku pod filtr , bo nie ścieniają naskórka;) Tylko poczekaj z 20minut z nałożeniem kremu z filtrem, by nie zaburzyć konsystencji i niechcący obniżyć ochrony :) Jeśli tonik odparuje (dla pewności warto przetrzeć jeszcze skórę suchym płatkiem kosmetycznym) to nie będzie miał żadnego negatywnego wpływu na makijaż, wręcz pozytywny - wyrówna pH skóry, dzięki temu jest duża szansa, że podkład nie będzie oksydował i dłużej będzie utrzymywał się na skórze ;)
UsuńUżywałam jedynie masek algowych Bielendy i bardzo je sobie chwalę :)
OdpowiedzUsuńJesteś kolejną osobą, która je poleca, muszę koniecznie się nimi zainteresować :)
UsuńA ja ze swojej strony polece algi "Jadwiga". Kosztuja okolo 35 zl za 250g i sprawdzaja sie na prawde super!
OdpowiedzUsuńOk, dzięki! :)
Usuńnawiązując, do wcześniejszego pytania o tonik PHA z rana, czy byłoby właściwe na ten tonik nałożyć z rana serum z wit C z BU?
OdpowiedzUsuńTak, tylko odczekaj jakieś 20minut między produktami, bo serum z witaminą C drastycznie obniża pH skóry. ;)
UsuńMaski algowe dobrze kojarzę, jako jeden z niewielu zabiegów ze szkoły kosmetycznej, który nie szkodził, cała reszta kosmetyki gabinetowej jest dość dyskusyjna, w sensie nie dla każdego wszystko , a nie wyobrażam sobie zaszkodzić maską algową.
OdpowiedzUsuńZe wszystkich zabiegów kosmetycznych, faktycznie maska algowa to jeden z bezpieczniejszych zabiegów, ale ja bym jednak postawiła na piedestale glinki, bo zdarza się, że dodatkowe składniki w maskach algowych doprowadzają do silnych reakcji alergicznych. :)
UsuńTak a propos dodawania olejków eterycznych do maseczek. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, bo ciągle mówi się o tym bardzo niewiele, ale wszelkie substancje zapachowe to nr 1 jeśli chodzi o podrażnienia skóry, więc celowe dodawanie ich do kosmetyków może nie być najlepszym pomysłem. Oczywiście jeśli nic Ci nie robią to super, ale myślę, że warto o tym pisać i zwracać uwagę, bo wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że (również naturalne!) olejki eteryczne są dla skóry po prostu szkodliwe.
OdpowiedzUsuńPolecam obejrzeć kawałek wykładu :)
https://youtu.be/AxhyU1dDlm4?list=PL7QNgFLgKuaLk9NXUlZL72G_8FUExjLkC&t=562
Pozdrawiam!
Masz rację, olejki eteryczne i naturalne ekstrakty to najczęstsze alergeny, dlatego często natura to nie samo dobro, bezpieczniejsze są pod tym względem kosmetyki apteczne ;) Miałam 'przyjemność' widzieć, jak jedna z moich czytelniczek załatwiła się olejkiem eterycznym, ale wynikało to ze zbyt wysokiego stężenia, a nie alergii kontaktowej, co jest bardzo częste. Wszak to substancje wysoko skoncentrowane, więc zachowanie ostrożności jest niezwykle ważne ;)
Usuń