Promienna, zdrowa, o równomiernym kolorycie - taka ma być cera z kosmetykami Lily Lolo. Nie jest to moje pierwsze podejście do kolorówki mineralnej brytyjskiej marki, jednak ze względu na nagłą zmianę mojej cery, zdecydowałam że dam im drugą szansę.
Muszę Wam powiedzieć, że podeszłam do podkładu Lily Lolo trochę inaczej niż wcześniej i moja współpraca z Costasy nie ma na to żadnego wpływu ;) Podkład przetestowałam na wiele sposobów i muszę stwierdzić, iż ogromne znaczenie ma w jego przypadku metoda aplikacji i nasze osobiste niuanse.Wydaje mi się, że moje niezadowolenie wiązało się ze złym stanem cery, zdecydowanie inne zdanie mam na jego temat, gdy moja skóra prezentuje się znacznie lepiej.
Zanim jednak przejdę do pełnej recenzji, chciałabym zwrócić Waszą uwagę na jakość tych produktów. Mimo że LL można lubić mniej, lub bardziej - zawsze otwierając opakowania i nakładając kosmetyki na twarz, czuję się dopieszczona i mam świadomość, że do ich użycia zastosowane wysokiej jakości surowce. Opakowania są także przemyślane i bardzo praktyczne - zawsze gdy uda mi się zdenkować produkt brytyjskiej marki (co jest niezwykle trudne, bo to jedne z najwydajniejszych proszków na rynku) znajdują one u mnie zastosowanie. Są trwałe, zapobiegają wysypywaniu produktu, nie brudzą się, nie ścierają. W zasadzie w tej kwestii nie mam im nic do zarzucenia. Choć cena pełnowymiarowych produktów może okazać się wysoka, w przeliczeniu na wydajność wychodzą bardzo tanio.
Podkład Lily Lolo to doskonale rozdrobniony, ale to nadal suchy, dobrze przyczepny proszek. W niektórych produktach mineralnych można wyczuć pewną kremowość produktów, Lily Lolo jest suchy, podczas nakładania mam wrażenie jakbym wcierała mąkę w skórę. Nie jest to jednak wada tego produktu, a zaleta.
Przez tak suchą aplikację ciężko jest przesadzić z tym produktem, można nałożyć nawet cztery warstwy i ciężko jest o efekt maski. Minerały Lily Lolo nałożone nawet warstwa po warstwie wyglądają naturalnie, a przez to są bardziej trwałe. Przez taką aplikację nie warzą się, nie schodzą tworząc zacieków, po prostu dobrze przylegają do skóry i nawet po kilku godzinach noszenia wyglądają wyjściowo. Zauważyłam, że podczas upałów właśnie takie formuły sprawdzają się u mnie najlepiej - produkty bardziej napigmentowane i treściwe są mniej trwałe, tworzą zacieki i nieestetyczne placki i bardzo uwidacnziają pory,z którymi nie mam problemu,a jednak osiadają w nich w taki sposób, że skóra wygląda gorzej z makijażem niż bez.
Rozprowadzanie podkładu jest bardzo przyjemne, mimo że formuła jest sucha, to podkład przy użyciu zbitego pędzla nie pyli. Nie zamierzam ukrywać, że podkład kryje bardzo słabo. Ale podczas stosowania tego podkładu doszłam do refleksji, że dążenie do ukrycia każdej niedoskonałości skóry jest startą czasu. Z podkładem LL skóra nie ma idealnie wyrównanego kolorytu, ale jednak wygląda lepiej. Zaczerwienienia, drobne przebarwienia zostają zakryte gdzieś w połowie, nie radzi sobie z zakryciem większych niedoskonałości, ale podczas jego stosowania zaakceptowałam to, jak wygląda moja skóra i nie dążę do kamuflowania każdej zmiany na mojej skórze. Podkład nie ściera się podczas nakładania kolejnych warstw, najlepiej wygląda nałożony zbitym pędzlem o zaokrąglonym kształcie. Bardzo lubi okrężne ruchy, delikatnie dociskające do skóry wówczas wygląda najlepiej.
Jest puszysty, jedwabisty i przyjemny, po nałożeniu wygląda bardzo naturalnie i jest to najlżejszy podkład z jakim się spotkałam. Jest niewyczuwalny na skórze, z tego powodu używałam go namiętnie podczas upałów. absolutnie nie obciążył mojej skóry, nie pogorszył jej stanu, a można powiedzieć, że nawet polepszył. Podczas stosowania minerałów LL naprawdę czuć, że skóra oddycha.
Podkład wygląda także bardzo dobrze na przesuszonej skórze. Latem moja skóra bardzo szybko się odwadnia, nie podkreśla suchych skórek w brzydki sposób, ani nie zbierał się w tak bardzo załamaniach jak inne podkłady mineralne. Jako jeden z niewielu mojej skóry nie przesuszał, był pod tym względem neutralny i moja cera bardzo go polubiła. Nawet podczas upałów trzyma się na mojej skórze długo. Efekt jaki daje jest bezpośrednio po nałożeniu lekko suchy i pudrowy (co możecie zobaczyć wyżej), bardzo dobrze wygląda po nasyceniu minerałów wodą termalną. Wykończenie jest satynowe i aksamitne, pięknie stapia się z cerą. Wygląda niezwykle naturalnie i 'miękko'.
Powyżej możecie zobaczyć jak wygląda na bardzo łuszczącej się skórze podczas stosowania retinoidów - nie wygląda on idealnie, ale na tak problematycznej skórze to i tak bardzo dobry wynik. Ten zwarzony obszar to korektor mineralny - formuła jest zupełnie inna niż podkładu i bardzo popsuł cały efekt..
Powyżej podkład po około 8 godzinach noszenia.
Jest niewidoczny na skórze. Ci, którzy dążą do efektu drugiej skóry - ten podkład jest bardzo blisko. Współpracuje wzorcowo z innymi kosmetykami - nawet nie mineralnymi. Kosmetyki kolorowe na tym podkładzie mają jednak tendencję do szybszego blednięcia w ciągu dnia, przez co są mniej trwałe, mimo że sam podkład na mojej skórze wytrzymuje spokojnie 8-10 godzin. Oczywiście odpowiednio zagruntowany.
Podkład najlepiej wygląda na bazie zastygającej, stąd mój ulubiony krem z filtrem Pharmaceris S sprawdza się na medal. Nie zauważyłam, by oksydował w ciągu dnia, a także by się ścierał - moim zdaniem dużo zależy od bazy - jeśli zastyga, albo wchłania się bardzo szybko, tym lepiej dla podkładu LL. Na konsystencjach cięższych, z filmem, podkład ślizga się, nie jest tak dobrze przyczepny i traci na trwałości.
Są jednak i minusy tego podkładu, pomijając formułę, która nie każdemu może przypaść do gustu. Jest to bardzo lekki podkład, który ma słabe krycie. Nie jest on dla osób z poważnymi problemami dermatologicznymi, które chcecie ukryć. Jest on raczej dla osób z ładną, w miarę zadbaną cerą, chyba że nie macie problemu z pokazywaniem swojej skóry saute.
Jego formuła jest sucha. Dla mnie jest to zaleta, ponieważ takie formuły są u mnie bardziej trwałe, nie warzą się, schodzą równomiernie. Ciężko jest też z nim przesadzić, nakłada się równomiernie, a nawet przy kilku warstwach wygląda naturalnie.
Mam z nim jednak pewien problem. Po dłuższym czasie noszenia, czyli w moim przypadku około 11 godzin, bo tyle czasu przebywam poza domem, powoduje ściągnięcie i pieczenie skóry. Absolutnie mojej skóry nie wysusza, ale czuję dyskomfort, gdy noszę go dłużej. Nie miałam takich przeżyć z innymi podkładami, więc nie mam pojęcia, czemu akurat tak moja skóra reaguje na ten kosmetyk.
Nie wygląda dobrze po ponownym przypudrowaniu. Nie ma możliwości dołożenia podkładu w ciągu dnia bez obaw o zacieki,a nawet zmatowienia pudrem. Podkład prezentuje się fatalnie gdy próbuję go zmatowić po kilku godzinach, dziwnie się ściera i zbiera w porach, wygląda źle. Dlatego nie robię z nim nic, stwierdziłam, ze tak będzie jednak lepiej. Szybko się ściera nałożony bezpośrednio na skórę i nawilżacz. Na bazie zastygającej jego trwałość jest naprawdę zachwycająca i właśnie tak polecam Wam go nosić. To typ minerałów, którego trwałość i wygląd zależą przede wszystkim od stanu skóry i użytych kosmetyków, dlatego myślę, że warto popróbować zanim go tak szybko skreślicie.
Gama kolorystyczna także nie jest zbyt bogata, zważywszy na ofertę innych firm. Jako osoba bardzo blada czuję się zaniedbana, mimo ze mam bardzo jasną karnację, to jest ona ciepła, a niestety najjaśniejsze odcienie są neutralne, lekko różowe. Mój odcień to China Doll, który wygląda w miarę dobrze (całkiem dobrze dostosowuje się do skóry), ale po testach bardzo szybko zaingerowałam w wyjściowy odcień podkładu. Wszystkie odcienie podkładu Lily Lolo oraz ich porównanie do innych marek możecie zobaczyć
w tym wpisie.
Podkład polecam osobom z ładną, zadbaną cerą. Wygląda dobrze na skórze lekko przesuszonej i jako jeden z niewielu nie podkreśla suchych skórek (stąd jako jeden z niewielu jest ciągle w użyciu podczas stosowania retinoidów). Może nie satysfakcjonować Was słabe krycie i specyficzność tego podkładu, gdy moja cera ma lepsze dni bardzo chętnie po niego sięgam - formuła jest odpowiednia dla mojej skóry i mimo że nie zakrywa moich niedoskonałości -czuję się w nim zwyczajnie dobrze.
Podkład możecie dostać na stronie dystrybutora kosmetyków Lily Lolo :)
Moim osobistym hitem stał się puder jedwabny Transulent Silk.To naprawdę świetny wykańczający puder, który stosowałam codziennie z różnymi kosmetykami i zawsze się sprawdzał, niezależnie od tego czy była to kolorówka mineralna, czy tradycyjna.
Transulent Silk jest transparentny, nie zostawia on żadnego koloru i tym samym nie wpływa na barwę kosmetyków kolorowych, które są już na skórze. To ważne, gdyż wiele gotowych pudrów za bardzo ochładzało moją cerę i wyglądała po takim zabiegu znacznie gorzej niż przed. Puder to bardzo dobrze rozdrobiony biały proszek, po nałożeniu tworzy
delikatną, subtelną, jedwabistą poświatę, która w kilka sekund odejmuje
skórze lat, niesamowicie ją wygładza i rozświetla.
Puder wykańczający ma subtelne, rozświetlające wykończenie. Nie ma w nim żadnych drobin, nałożony lekką ręką w małej ilości daje efekt rozświetlonej, promiennej cery. Nosząc Transulent Silk rezygnuję z kosmetyków rozświetlających, tak naprawdę robi cały makijaż. To, co jest niezmiernie ważne, to fakt, iż bazuje jedynie na mice. Jest niewiele pudrów rozświetlających, które wychodzą dobrze na zdjęciach - zdecydowana większość sprawdza się w normalnym noszeniu, natomiast gdy szczególnie zależy nam na dobrym wyglądzie i nie unikniemy lampy błyskowej - efekt białych placków i skóry zdecydowanie jaśniejszej od reszty ciała jest niemalże pewny . Produkt LL zapewnia mojej skórze nieskazitelny wygląd - nawet na zdjęciach z fleszem.
Nie podkreśla porów, ani tym bardziej w nich nie osiada, jeśli jest nałożony cienką warstwą. Ze względu na jego rozświetlające, zdrowe wykończenie będzie wyglądał najlepiej na skórze gładkiej, bez nierówności. Nałożony w bezpiecznej ilości nie powinien zrobić krzywdy osobomz niewielkimi bliznami, uważam jednak, że jest on zadedykowany szczególnie osobom z ładną cerą, które mogą pozwolić sobie na rozświetlające wykończenie.
Efekt jest zupełnie inny niż po primerach z kolorówki. Mianowicie puder nie matuje, ani trochę. Daje efekt zdrowej,wypoczętej, nawilżonej skóry, i co najważniejsze - nie zostawia pudrowego efektu, a pięknie odbijającą światło poświatę. Wygląda bardzo naturalnie, optycznie wygładza skórę i zmiękcza rysy. Po nałożeniu Transulent Silk skóra wręcz młodnieje, jeśli często jesteście przemęczone, albo czas biegnie nieubłaganie dla Waszej skóry - warto zainwestować w ten puder ;) Nie wchodzi on w zmarszczki i załamania, dlatego to jeden z niewielu produktów rozświetlających, który nie robi krzywdy skórze dojrzałej.
Najlepiej wygląda nałożony średnio gęstym, syntetycznym dużym pędzlem metodą omiatania. Nie jest to kosmetyk, który trzeba dobrze wcisnąć w skórę. Transulent Silk prezentuje się najlepiej gdy jest nałożony w minimalnej ilości, dużym, puchatym pędzlem. Jest wówczas nałożony równomiernie. Jeśli próbuję nakładać go więcej, bardziej zbitym pędzlem (np. Super Kabuki Lily Lolo) nie daje efektu rozświetlającej mgiełki, a zbyt nachalny, nienaturalny efekt i podkreśla każdą wypukłość i wklęsłość na skórze. W tym przypadku zdecydowanie sprawdza się zasada Less is More.
Transulent Silk stosuję jedynie jako puder wykańczający. Nie zdał on u mnie egzaminu jako primer, ani jako puder do okolic oczu, ze względu na to, iż wygląda najlepiej nałożony w minimalnej ilości. Nie zapewnia także matowego wykończenia, dlatego stosuję go jedynie zgodnie z przeznaczeniem.
Nie jest to typ kosmetyku, który przedłuża trwałość makijażu. Osobiście traktuję go jak wisienkę na torcie, natomiast o trwałość mają zadbać produkty, które mają bezpośredni kontakt ze skórą - w moim przypadku krem z filtrem i primer matujący. Nie nastawiałabym się zatem na bajecznie długo utrzymujący się pełen makijaż - ten produkt zapewnia jedynie zdrowe wykończenie.
Tak jak wspomniałam wcześniej dobrze współpracuje z kosmetykami kolorowymi. Nie zmienia ich koloru, nie zmniejsza trwałości, jest zupełnie neutralny. Mam jedynie zastrzeżenia odnośnie trwałości Transulent Silk - wygląda bardzo dobrze przez około 6 godzin, nie nadaje się także na bardziej ekstremalne warunki - w kontakcie z potem, czy sebum (uwaga osoby z cerą tłustą) może zrobić krzywdę, o czym przekonałam się podczas upałów. Kwalifikuję go do pudrów codziennych i stosuję go na co dzień, natomiast podczas upalnych dni, życia w ciągłym ruchu, czy osobom z tłustą cerą - trzeba bardzo dobrze zmatowić skórę zanim go nałożycie.
Nie jest to kosmetyk bez wad. Nie wygląda dobrze nałożony ponownie, wszelkie poprawki tym kosmetykiem kończą się u mnie fiaskiem. Zamiast zdrowej, rozświetlonej skóry uzyskuję efekt tłustej cery. Po nałożeniu momentalnie wchodzi w pory, jest to zupełnie inny efekt niż po nałożeniu na pełen makijaż, wówczas sytuację ratuje tylko krzemionka. Nie sprawdza się także jako jedyny element makijażu - wygląda najpiękniej na pełnym makijażu, po uprzednim przypudrowaniu skóry czymś matującym. Jeśli używacie kosmetyków mineralnych - można go nałożyć bezpośrednio na podkład.
Produkt jest bardzo wydajny. Polecam go osobom z gładką, ładną cerą, której brakuje rozświetlenia i takiego zdrowego wykończenia. Z pewnością będzie to mój stały element zakupów, choć tak jak wspomniałam - nie jest to kosmetyk bez wad.
Warto go zakupić, koszt to 72.90zł za 4,5g za stronie Costasy.pl. Cena może okazać się dosyć zaporowa, ale jest bardzo wydajny i daje specyficzny, rzadko spotykany, miękki efekt bez matowienia.
Korektor mineralny zupełnie nie przypadł mi do gustu. Czytałam negatywne recenzje na jego temat, jego mączny kolor i słabe krycie. Zdaję sobie sprawę, iż każdy ma zupełnie inną skórę, ale są pewne kwestie, których zaprzeczyć nie mogę.
Przetestowałam go na wiele sposobów i faktycznie, w niektórych sytuacjach sprawdza się fatalnie, w tym przypadku naprawdę ciężko jest mi znaleźć plusy. Jest bardzo, bardzo jasny, ale jest to jego największa zaleta. Jeśli macie bardzo bladą skórę, a chcecie jeszcze jaśniejszy korektor - to Blondie będzie idealny. Jest znaczący deficyt mineralnych korektorów odpowiednich dla niezwykle jasnej cery,a ten spisał się pod tym względem doskonale. Osoby, które mają cerę jasną - ten korektor będzie wyglądał jak biała, mączna plama, mimo że jest zalecany nawet przy podkładzie o tej samej nazwie,to moim zdaniem jest zdecydowanie za jasny.
Nie zgodzę się, iż ma słabe krycie. Jest to produkt dobrze kryjący, ma mocny pigment, ale nie dorównuje kremowym kamuflażom (suche produkty zawsze będą słabiej przyczepne do skóry). Jego konsystencja mimo pigmentu jest lekka, jednak należy uważać z ilością. Najlepiej współpracuje z syntetycznymi pędzlami.
Konsystencja produktu jest bardzo delikatna, dobrze rozdrobniona i
przyjemna w użyciu. Wykończenie nie jest matowe, a satynowe. Wygląda
bardzo naturalnie, oczywiście jeśli formuła się u Was sprawdzi.
Korektor kompletnie nie sprawdza się w stosowaniu na skórę twarzy. Przy kontakcie z sebum błyskawicznie warzy się i tworzy nieestetyczne placki, nie schodzi równomiernie. Mimo że nie czuć go na skórze - efekt końcowy pozostawia wiele do życzenia. Korektor stosowałam zarówno podczas upałów, jak i podczas chłodniejszych dni - jego formuła na mojej skórze kompletnie się nie sprawdza, w bardzo krótkim czasie od nałożenia mam efekt ciasta. Niestety, równie źle zachowuje się nakładany punktowo na wypryski - bardzo brzydko schodzi, podkreśla strupki i stany zapalne, nie współpracuje z delikatnym podkładem. Skóra wygląda zdecydowanie lepiej z samym podkładem Lily Lolo. Dobrym pomysłem jest stworzenie pasty z odrobiny korektora, kropelki oleju jojoba i olejku z drzewa herbacianego - taka mieszanka trzyma się na skórze długo i dobrze maskuje niedoskonałości.
Aby zwiększyć krycie podkładu - wymieszałam go także z korektorem, tak, jak zaleca producent. Mimo że produkt końcowy zyskał trochę lepsze krycie, to nie wygląda na skórze tak naturalnie jak sam podkład. Tworzy maskę, podkreśla pory, wykończenie nie jest tak ładne i naturalne, podobnie jak nakładany punktowo - błyskawicznie warzy się. Jest także mniej trwały.
Myślałam, że być może ta formuła będzie odpowiadała moim okolicom oczu - niestety, tak się nie stało. Generalnie nie mam problemu z okolicami oczu - skóra jest dobrze nawilżona, nie mam zmarszczek, zasinień, widocznych żyłek. Nie wymagam zbyt wiele od korektora pod oczy - po prostu ma nie wysuszać, delikatnie rozświetlać spojrzenie, ma być niewyczuwalny na skórze i oczywiście nie może się warzyć. Ma odpowiedni, jasny kolor, ale to, jak wygląda na mojej skórze jest karygodne. Momentalnie się warzy, podkreśla załamania, zbiera się w nawet niewidocznych zmarszczkach, może jest trwały, ale chyba nie muszę wspominać jak fatalnie wygląda skóra po nałożeniu korektora.. Nie sprawdzi się u osób z zasinieniami, ponieważ nie jest to korektor korygujący. Ze względu na suchą formułę może wchodzić w załamania i je podkreślać - nie wiem naprawdę u kogo może się sprawdzić, bo moja skóra pod oczami ma niewiele wspólnego z tym, co dzieje się na pozostałych obszarach i w żadnym wypadku się nie sprawdził. Nie jestem również zbyt wymagająca, zależy mi na naturalnym, przyjemnym wykończeniu,a niezależnie od nałożonej ilości korektor momentalnie warzył się bezpośrednio po aplikacji.
Korektor najlepiej współpracuje z kosmetykami mineralnymi, z suchą formułą, po nałożeniu na tradycyjną kolorówkę robi mi straszną krzywdę, zresztą nawet z delikatnym podkładem LL... Odradzałabym go tym, którzy poszukują mocno kryjącego produktu,w celu zakrycia zaczerwienień, zasinień, myślę, że to kwestia formuły, może znajdą się osoby, którym będzie ona odpowiadała, u mnie zwyczajnie się nie sprawdza.
Za 5g należy zapłacić 42.90zł na stronie polskiego dystrybutora.
Super Kabuki posiada stosunkowo długie włosie, ale jest bardzo zbity i wręcz nafaszerowany włosiem. Jest to włosie syntetyczne, ale nie jest ono tak miękkie i delikatne jak włosie pędzli Sigma, czy nawet syntetyki Hani. Moją skórę delikatnie kłuje i nie jest przyjemny w użyciu, zwłaszcza gdy próbuję nałożyć nim podkład mineralny i wymaga on okrężnych ruchów.
Włoski są doskonale równo przycięte, są one barwione. Podczas mycia pędzli w izopropanolu (tylko tak oczyszczam pędzle) włoski cały czas puszczają farbę, nie ma to jednak znaczenia w codziennym, zwykłym używaniu pędzli i jego kontaktu z kolorówką.
Pędzle typu baby kabuki o zaokrąglonym kształcie nie należą do moich ulubionych, ze względu na to, iż najlepiej pracuje się z nimi wcierając podkład (na co nie mogę pozwolić sobie stosując stabilną ochronę przeciwsłoneczną) , a wymaga to dość zdecydowanych okrężnych ruchów. Dodatkowo nieprzyjemne włosie pędzla delikatnie podszczypuje moją skórę - nie jest to szczota, której nie da się używać, jest bardziej miękki niż Hakuro, ale to nie jest najprzyjemniejszy pędzel jaki miałam w rękach.
Kwestią zupełnie osobistą jest bardzo krótka rączka. Zdaję sobie sprawę, iż jest to pędzel podróżny, do torebki, jednak mimo wszystko najlepiej pracuje mi się pędzlami z długimi rączkami - łatwiej jest kontrolować ruchy i zwiększać, czy też zmniejszać siłę nacisku. W połączeni z elastycznym, uginającym się i bardzo zbitym włosiem Super Kabuki nie spełnia swojego podstawowego zadania - nie sprawdził się w roli pędzla do podkładu.
Ze względu na długie, ale zbite włosie ciężko było mi znaleźć zastosowanie dla pędzla Super Kabuki Lily Lolo. Gęste, zbite włosie, ale przy tym długie pożera sporo podkładu, a przy tym słabo oddaje go na skórę. W duecie z delikatnym podkładem LL krycie jest znikome, sprawia iż podkład bardzo pyli, większość podkładu jest wszędzie, tylko nie na twarzy, jest niewydajny, a zamiast wyrównania kolorytu pełni jedynie rolę pudru. Podkład bardzo dużo traci podczas równoczesnego stosowania go z Super Kabuki.
Wielkość pędzla, a także ilość włosia sprawia, że nie jest on także najlepszym pędzlem do pudru. Jest zbyt zbity,a przez to nie nakłada produktów równomiernie i lekko. Nie stawia on oporu - włosie jest bardzo elastyczne i wygina się pod naciskiem. Dla niektórych jest to zaletą - dla mnie jest to wadą, ponieważ przez taką elastyczność i śliskość włosia kosmetyki bardzo tracą na pigmentacji.
Znalazłam jednak dla niego zupełnie inne zastosowanie i w tej kwestii sprawdza się doskonale. Pędzel służy mi do zacierania granic kosmetyków kolorowych - niejednokrotnie wyciągnął mnie z opresji, gdy zdarzyło mi się przesadzić z ilością różu na policzkach :) Ze względu na elastyczne i długie włosie robi to bardzo delikatnie i tak też pozostanie. Sprawdza się również w nadawaniu koloru skórze, jednak najlepiej pracuje z kosmetykami słabo napigmentowanymi - nie nakłada produktów równomiernie i w duecie z kosmetykiem o mocnym pigmencie - tworzy placki.
Mam pewne wątpliwości co do jakości wykonania, niestety mimo dbałości o pędzle i delikatne traktowanie - uchwyt już zaczyna się przecierać, podobnie z białym logo. Nie zauważyłam żadnych strat w włosiu, nie wypadł mi ani jeden włosek podczas mycia i podczas użytkowania. Szkoda, że włosie nie jest bardziej delikatne, z tego względu nie sięgam po niego chętnie.
Kabuki to koszt 79.90zł na stronie Costasy.
Dzięki Pani Aleksandrze miałam okazję wypróbować zestaw, na który tak szybko sama bym się nie zdecydowała. Dzięki niej moim hitem okazał się puder Transulent Silk - wykorzystuję go nie tylko na sobie, ale i na dziewczynach, które mam okazję malować. Bardzo ładnie wygląda na zdjęciach i w świetle dziennym, delikatnie rozświetla i sprawia, że cera wygląda zdrowiej. Bardzo go polubiłam. Podkład jest dosć specyficzny i zdania nie zmieniam - dla osób z problemami, dążących do ukrycia wszystkiego, co na skórze występuje - po prostu się nie sprawdzi. Jest bardzo delikatny i puszysty, jako jeden z niewielu nie powoduje u mnie przesuszenia i nie podkreśla tak bardzo suchych skórek (robi to w akceptowalnym stopniu), co jest nieprawdopodobne przy sypkiej formule. Towarzyszy mi podczas kuracji retonoidami, sprawdza się na razie na dobrą czwórkę, choć nie mogę nosić go zbyt długo, bo powoduje u mnie dyskomfort.. za to rewelacyjnie współpracuje z kolorówką, niekoniecznie mineralną.
W zasadzie nie wiem co mogłabym powiedzieć pozytywnego o korektorze. Ta formuła po prostu się u mnie nie sprawdza i nałożony na skórę robi mi zwyczajnie krzywdę. Używałam go na bardzo dobrze nawilżonej skórze, ale także podczas ekstremalnego łuszczenia przy stosowaniu retinoidów i sama nie wiem - patrzę na zdjęcia i ze smutkiem stwierdzam, że zepsuł cały efekt jaki dał podkład.
Nie jestem niestety do końca zadowolona z pędzla Super Kabuki, jeśli nie macie wrażliwej skóry i odpowiada Wam miękkość pędzli Hakuro, to akcesorium LL może się u Was sprawdzić. Nie odpowiada mi długość włosia, jego gęstość i zbyt mocna elastyczność, przez to ciężko było mi znaleźć dla niego zastosowanie. Mam jednak trochę inne preferencje i lubię, gdy podkład wygląda w określony sposób, ten pędzel nie ułatwia mi tego zadania,a wręcz utrudnia.
Mimo kilku nieudanych trafień, nadal uważam, iż są to kosmetyki warte swojej ceny. LL stawia wysoko poprzeczkę i kupując wiem, że decyduję się na najwyższą jakość.
Produkty otrzymałam w ramach współpracy, natomiast nie ma to żadnego wpływu na moją ostateczną opinię i przebieg recenzji.
Bronzer Honolulu to zdecydowanie mój hit :). Mam ochotę na puder transulent silk.
OdpowiedzUsuńChciałabym, by Honolulu odpowiadał mi kolorystycznie, bo aplikacja jest bajeczna ;) Transulent Silk jest świetny, rozświetla i wychodzi super na zdjęciach, to rzadkie połączenie, bo większość takich produktów daje efekt topielicy na zdjęciach.
UsuńJa mimo wszystko mam nierówności na skórze i chyba bardziej bym się skierowała w stronę BB lub CC z naturalnym składem :)
OdpowiedzUsuńO wlasnie. Masz jakieś typy takich kremów BB/CC? :)
UsuńDlugo uzywałam tonujacego filtra Ziaji, ale jednak nie sprawdza się on do końca. Zastanawiam się ostatnio nad filtrem spf 50 od LRP.
Tylko jak tu znalezc bb z naturalnym skladem?> Chyba tylko SoBio.....Uwielbiam mineraly,ale gdy tylko skora zaczyna platac figle-jest sucha/łuszczaca sie,z niespodziankami czy nie daj Boze z powazniejszymi problemami mam wrazenie,ze twarz z podkladem mineralnym wyglada gorzej niz bez...Dodam,ze mam doswiadczenie w nakladaniu mineralkow okolo 2,5 roku,prawie dzien w dzien :)
OdpowiedzUsuńAnita,ostatnio kolorówka.com wypuściła BB dla cery normalnej i suchej ;)
UsuńPotwierdzam, widać to zwłaszcza na zdjęciach, chociaż podkład LL jeszcze daję radę przy tak ekstremalnym łuszczeniu ;)
Doszłaś do naprawdę pięknej cery, zazdroszczę ;) Dwa tygodnie temu wyjechałam na Erasmusa do Portugalii i niestety, tutaj kwestia kosmetyczna wygląda dużo bardziej ubogo niż u nas, więc nawet nie mam za bardzo czym się ratować, bo okazało się, że wilgotny klimat i chlorowana woda bardzo mi nie służą :(
OdpowiedzUsuńalmondcake, do pięknej cery bardzo dużo mi brakuje. Pokładam ogromne nadzieje w Atredermie, bo nic innego nie rusza moich przebarwień na policzkach :(
UsuńTakie zmiany mają ogromny wpływ na stan cery, mi wystarczy, że pojadę w bardziej zanieczyszczone tereny i po tygodniu moja twarz przypomina jesień średniowiecza.
A co byś powiedziała na post o aktualnej pielęgnacji cery? Z początkiem października wznawiam swoją kurację retinoidami i tym razem chcę się do tego jak najlepiej przygotować, żeby nie błądzić znowu z przerażeniem w oczach szukając na sklepowych czy aptecznych półach czegoś, co okiełzna odpadającą z twarzy skórę :) Jako że jesteś moim guru w kwestiach pielęgnacji cery trądzikowej chętnie poczytam czym się ratujesz w tych ciężkich chwilach. Pozdrawiam gorąco :) Kasia.
OdpowiedzUsuńPodbijam ! :)
UsuńPostaram się ogarnąć ;) Ale moja pielęgnacja nie jest zbyt rozbudowana, moja skóra przy stosowaniu reitnoidów nie jest praktycznie podrażniona, zaczerwieniona, wygląda lepiej niż przez większość miesięcy...;)
UsuńW takim razie "zazdraszczam" ;) moja twarz w trakcie kuracji ma kolor zbliżony do barszczu, domownicy mają ubaw, mówią do mnie "wężu" bo skóra dosłownie się osypuje, ale mimo wszystko efekty są tego warte :) może akurat podsuniesz jakiś ciekawy produkt...
UsuńPostaram się napisać o tym jak dbam o cerę ;) To z pewnością nie tylko zasługa opornej skóry, ale i zrównoważonej pielęgnacji. Ostatnio włączyłam nowy produkt do mycia i okazał się tak mocny, że mogłabym nakładać Atrederm dosłownie do 4-5 dni, a przy normalnych warunkach daję spokojnie radę 3 dni pod rząd i 2 dni przerwy.
UsuńDługo dumałam nad zakupem podkładu Lily Lolo. Byłam już zdecydowana na zakup próbek, ale ciągle były niedostępne, a przecież nie kupię pełnego wymiaru bez poznania kolorów. Z biegiem czasu odpuściłam, zniechęciło mnie też słabe krycie, które opisywane jest w każdej recenzji. Całe szczęście, że Annabellki mi służą :) A ten pędzel wykorzystuję do pudru - do podkładu niestety rzeczywiście chłonie go tonami :/ Do pudru jest ok ;)
OdpowiedzUsuńKrycie jest bardzo delikatne, ale powiem Ci, że jestem mu tow stanie wybaczyć, zwłaszcza gdy mam lepsze dni :)
UsuńU mnie ten pędzel się nie sprawdza, stawiam na bardzo puchate, duże pędzle do delikatnego, równomiernego rozprowadzania kosmetyku, albo wciskam puder zbitym flat topem. Wszystko zależy od naszych preferencji, u mnie jest ok to rozcierania granic. W zasadzie tylko do tego..;)
Ja chyba jednak nie wybaczę delikatnego krycia, wciąż mam zbyt wiele do schowania :)
UsuńRozumiem. Ja akurat preferuję sprężyste flat-topy, więc tutaj się trochę rozczarowałam efektem. Aplikowałam wcześniej (przed zakupem) kilka razy pędzlem kabuki, ale bardziej zwartym, efekt był całkiem przyjemny i oczekiwałam czegoś mniej więcej podobnego, ale to nie to. A jeszcze specjalnie wzięłam podkład mocno kryjący, którego mi aż tak nie szkoda (bo mam bardzo dużo)... I po prostu byłam w szoku, ile tego proszku szło, ciągle tylko sypałam, sypałam, a on gdzieś ginął, zamiast lądować na twarzy. Z flat topem kompletnie nie mam takiego problemu - opakowanie -> wieczko -> pędzel -> buzia i po krzyku, gotowe, bez nerwów :)
Ale tak jak pisałam polubiłam ten pędzel do pudru więc nie kurzy się, chętnie z niego korzystam, tyle że alternatywnie :)
Nie używałam jeszcze kosmetyków Lily Lolo, ale kuszą mnie róże i bronzer :)
OdpowiedzUsuńRóże mineralne sypkie są fenomenalne, jedne z moich ulubionych. Prasowany puder brązujący również jest świetny, szkoda tylko, że nie dopasował się kolorystycznie do mojej cery. :(
UsuńEve, wyczaiłam że pod poprzednim postem wspominałaś o Olivem'ie i o tym, że fajnie nadaje się do robienia kremów BB - robiłaś? Proszę, podpowiedz coś na ten temat! Będę Ci bardzo wdzięczna :)
OdpowiedzUsuńMinerały w formie sypkiej kuszą mnie ogromnie, ale póki co wygrywa u mnie leń :p (wizja regularnego mycia i dezynfekcji pędzli + myśli tupu "a jeśli ich dokładnie nie zdezynfekowałam?" + ich nakładanie jest też odrobinę bardziej pracochłonne niż nakładanie kosmetyków płynnych) no i jeszcze się na nie nie skusiłam.. :D
Stąd od dłuższego czasu chodzi mi po głowie pomysł połączenia mineralnych pigmentów z jakąś płynną bazą :>
M.
M. Póki co nie mogę zbyt wiele powiedzieć, bo ciągle mieszam. BB na Olivemie wychodzą bardzo lekkie, dobrze się rozprowadzają, są naprawdę super. Pracuję jedynie nad formułą, bo jednak wymagam od takiego kosmetyku bardzo dużo jeśli ma zastąpić podkład mineralny ;) Może w 2016 opracuję coś, co w 100% mnie zadowoli ;)
UsuńPigmenty można łatwo połączyć z kremową, gotową bazą. Nie jest to jednak dla mnie idealne rozwiązanie, bo wolę lżejsze konsystencje i zależy mi na tym, by był to lekki, ale całkiem dobrze kryjący krem,a nie masło do ciała ;/.
Witaj :) mam pytanie co do Atredermu. Mam cerę naczynkową i chcę się pozbyć trądziku, który właśnie się nasilił (głównie zmiany pojawiają się na brodzie, po jej bokach i wokół ust, nosa). Czytałam, że stosowałaś Atrederm o stężeniu 0,05. Pisałaś też, że najlepsze rezultaty osiąga się po wysokiej dawce (z początku kuracji) w przypadku Izoteku. Jak myślisz, podobnie jest z Atredermem? Nie ukrywam, że będę działać na własną rękę i zdecydowałam się na Atrederm o stężeniu 0,025. Nie wiem, czy jednak nie lepiej zadziałać silniejszym stężeniem już na samym początku. Trochę się boję, że to będzie za silne stężenie dla mnie (cera naczynkowa), ale chciałabym, żeby efekty się w miarę możliwości utrzymały (jeśli dobrze pójdzie, zamierzam też po skończonej kuracji Atredermem, podtrzymać efekty za pomocą peelingu azelainowego). Ryzykować większym stężeniem? czy nie ma to jakiegoś ogromnego wpływu na dalsze, trwałe efekty i zacząć od stężenia 0,025?
OdpowiedzUsuńMyślę, że w przypadku Twojej naczynkowej, delikatnej cery najlepszym rozwiązaniem będzie zakup niższego stężenia. Atrederm powinien być zużytyw przeciągu 30 dni od otwarcia - je.śli efekty nie będą Cię satysfakcjonowały - zakupisz wyższe. Nie warto ryzykować, bo czasami można przedobrzyć i przez zbyt silny retinoid, nie dopasowany do wrażliwości skóry nie będziesz go w stanie zbyt często używać - a moim zdaniem kluczową rolę w stosowaniu retinoidów ma częstotliwość i regularność ich stosowania. ;)
Usuńdziękuję pięknie za odpowiedź, właśnie doszłam do podobnego wniosku :) spróbuję z niższym stężeniem, mam nadzieję, że wytrwam :)
UsuńCześć . Mam pytanie czy masz jakiś sposób na pozbycie się blizn z pleców (brązowe plamki po krostkach ) , mam nadzieję że podsuniesz mi jakiś pomysł czym mogę z nimi powalczyć. Z góry dziękuję i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńtonik z kwasami, ekstraktem z lukrecji - właściwie wszystko co złuszcza po dłuższym czasie da efekt wybielenia. Na plecy można stosować spokojnie trochę większe stężenia niż na twarz. Ja polecam połączenie glukonolakton i lukrecja
UsuńCześć ;)
UsuńMyślę, że najlepszym rozwiązaniem są peelingi salicylowe i tretinoina. Od lat walczę z trądzikiem i utrwalonymi przebarwieniami także i na plecach i tylko te środki przynoszą zadowalające efekty.
Nie zgodzę się, że na plecy można stosować wyższe stężenia.. akurat nie jest to mniej wrażliwa część ciała niż twarz.. moje plecy reagują wręcz histerycznie na mocniejsze kwasy,a po retinoidach mam tragedię, gdy nakładam je tak samo często jak na skórę twarzy. Jedyny plus przemawiający za mocniejszymi kwasami, to fakt, iż nie są one wystawiane na działanie słońca , mrozu i wiatru tak jak twarz.
Mam do Ciebie pytanie - czy znasz może jakąś formulację toniku, którą możnaby stosować do ust w celu ich mocnego nawilżenia i zmiękczenia. Przetestowałam różnych balsamów, masełek i pomadek do ust i niestety nadal mam na codzień suche usta, pękające itp. Dodatkowo jak taka pomadka jest na bazie parafiny albo wosku to niemal momentalnie wyskakuje mi zimno :/ Pomyślałam, że może dałoby radę zrobić jakiś tonik do ust z glukonolaktonem, alantoniną albo mocznikiem? co sądzisz?
OdpowiedzUsuńJaxxie, może to być nawet mój tonikz glukonolaktonem wersja pierwsza, wystarczy nacierać nim usta za pomocą płatka kosmetycznego. Moim niezawodnym sposobem są 5 minutowe peelingi mlekowe, o czym z pewnością niebawem napiszę.
UsuńMamy bardzo podobny problem, po kuracji limecykliną moje usta wyglądają tragicznie. Parafina i naturalne balsamy bardziej mi szkodzą niż pomagają - zataczają błędne koło i przy tym nadmiernie wysuszają. Bardzo polecam Ci zakup lanoliny - tylko ona się u mnie sprawdza, łącznie z lekkimi peelingami kwasowymi. Kwas mlekowy można zastąpić oczywiście glukonolaktonem, ale po mlekowcu usta tak nie pierzchną i są bardzo dobrze nawilżone.
Kochana Ewo
OdpowiedzUsuńwyczytałam u Ciebie o olejku z nasion truskawki, który fajnie pasuje pod podkład. Ale doczytałam że dla cer z trądzikiem polecasz mieszać z kwasem hialuronowym. Czy uważasz że mogę wymieszać olejek z kwasem i trzymać w opakowaniu z pipetką żeby mieć gotowy i nie mieszać codziennie rano?
Mam jeszcze jedną prośbę, czy możesz polecić jakiś krem/serum/olejek do nawilżania okolic oczu? Mam robioną maść od dermatologa na trądzik ale okolice oczu mam w tragicznym stanie. Wewnętrzny kącik aż się łuszczy chociaż tutaj nie nakładam tej maści;( bardzo proszę o pomoc, bo cały mój makijaż oczy wygląda tragicznie
buziaki Emilia
Oczywiście, ze możesz, ale taką mieszankę należy koniecznie zakonserwować.
UsuńNiestety, nie używam jakiś specjalnych kosmetyków na okolice oczu, używam tych samych produktów co na całą twarz ;) Od siebie bardzo polecam tonik z glukonolaktonem - działa cuda - nie tylko skóra twarzy go kocha, ale okolice oczu i usta również :)
mam konserwant z zsk FEOG, tylko nie wiem w jakich proporcjach użyć;( (ogólnie planuje 4 krople kwasu i 1 olejku- tak chyba polecałaś;)
UsuńOd 5 do 10 kropli na 50ml końcowego kosmetyku ;) kwas hialuronowy i olej zawsze daję na oko, często są to proporcje 1:1, bo kwas hialuronowy brzydko się roluje i zasycha jak jest go zbyt dużo.
UsuńPrzymierzam się do wypróbowania jakiegoś podkładu mineralnego, póki co odstrasza mnie forma aplikacji, kojarzy się z sypkim pudrem, za którym nigdy nie przepadałam...Przerażają mnie jednak składy tradycyjnych podkładów, więc chyba w końcu się odważę i wypróbuję minerały, może zamówię jakieś próbki na początek :)
OdpowiedzUsuńKirei, chyba każdego przeraża ta sypka formuła ;) Uwierz mi, że po nałożeniu dobrze dobrane minerały nie wyglądają sucho i pudrowo, a jak druga skóra. To efekt, którego nie udało mi się osiągnąć tradycyjną kolorówką przy tak mocnym kryciu, naturalnym efekcie i do tego skład jest bezpieczny dla skóry. To taki bakcyl, jak już go złapiesz, to tak łatwo nie wrócisz do ogólnodostępnej kolorówki ;)
UsuńEwa, jakiego szamponu teraz używasz? ;) Co poleciłabyś do niefarbowanych, dość gęstych długich włosów, które szybko się przetłuszczają i klapią? Skóra głowy raczej wrażliwa, ale nie lubi się ze zbyt łagodnymi środkami.
OdpowiedzUsuńB.
B. Używam z powodzeniem szampony Joanny Naturia, najlepiej sprawdza się u mnie ten z miętą i wrzosem oraz z lnem i rumiankiem. Również nie lubię delikatnych środków myjących, bo mam po nich łupież i frytki, zamiast bujnej czupryny. :D
UsuńDzięki :) A z rosyjskich szamponów - np. neutralny NS nadal sprawdza się u Ciebie tak świetnie? Albo znasz jakieś średniomocne (niekoniecznie rosyjskie) bez cocamido. betainy? Czy Fitomed sprawdził się u Ciebie?
OdpowiedzUsuńW moje gusta nie trafił. Bardziej urzekła mnie marka Earthnicity Minerals. Produkty są trwałe i się nie ścierają :)
OdpowiedzUsuńNa trwałość podkładu mineralnego ma wpływ wiele czynników, super, że znalazłaś minerały dla siebie. U mnie kompletnie się nie sprawdziły i miałam problem z doborem koloru...
Usuń