TOCOBO, BIO WATERY SUN CREAM SPF 50+ PA+++
No dobrze, zacznijmy od Tocobo. Konsystencja mleczna, lejąca, lecz z pewną aksamitnością, kosmetyk nie przelewa się między palcami, nie ma w sobie zawoalowanej tłustości. Myślę, że określenie mleczny jest w przypadku tego produktu nad wyraz trafne. Podczas delikatnych ruchów, konsystencja nie gęstnieje, a rozmywa się zarówno na skórze, jak i niknie w oczach, pozostawiając neutralne i całkowicie transparentne wykończenie. Konsystencja jest lekko pożółcona, ale macie moje słowo, że nie pozostawia na skórze tego pontonu, ani też nie płata psikusa pod wpływem wydzielania większej ilości sebum, czy potu. Mimo zapachu, którego nie jestem w stanie dokładnie sprecyzować (wyczuwam nuty jodłowe i wodne, woda po kwiatach?), jestem w stanie napisać, że nie jest on przytłaczający i staje się praktycznie niewyczuwalny po około 5 minutach od aplikacji. Niemałym zaskoczeniem jest dla z pewnością brak podrażnień, zazwyczaj przy perfumowanych preparatach o tak lekkiej konsystencji, sprawy wkraczają na alarmowy poziom, który zazwyczaj kończy się trudną do opanowania reaktywnością skóry oraz nierówną batalią o ocalenie narządu wzroku. Tak, nie piecze, nie migruje, nie podrażnia ani skóry ani oczu. Zapewnia wręcz przyjemny efekt ukojenia skóry, chłodzenia, ale nadmienię, że dzieje się tak wówczas, gdy skóra jest w miarę stabilnej formie, nie polecam go w stosowaniu cerom, które są rozchwiane pod względem nawodnienia i mają niski próg tolerancji, spójrzmy prawdzie w oczy, jeśli nie ogarnięcie tematu odwodnienia, będzie Was podrażniać wszystko, co szybko schnie i to nie będzie wina tego produktu, tylko specyfika skóry, którą macie. Wtedy faktycznie może pojawić się świąd i dziwne naciąganie naskórka.
Mam pewną zagwozdkę co do jego lekkości, natomiast myślę, że w znacznej mierze moje pewne obserwacje są bardziej powiązane nie z konsystencją Tocobo, a po prostu ilością, która jest niezbędna do zapewnienia mi odpowiedniej ochrony. Generalnie produkt zostawia neutralne wykończenie. Nie jest ono matowe, ale również nie jest tłuste. Nie wzmaga tendencji do przetłuszczania, nie ugotujecie się w nim, ale nie jest też typowo suchy. Jeśli macie tylko tendencję do przetłuszczania, to skóra pod koniec dnia będzie przetłuszczona, bo ten produkt Wam tej produkcji sebum nie ograniczy i nie da też zbyt dużego komfortu. Tocobo hołduje zasadę: bądź możliwie jak najbardziej neutralny. Jeśli jesteście na to przygotowani, to myślę, że zakup tego kremu będzie jedną z najlepszych decyzji kosmetycznych, jaką możecie podjąć. Na mojej skórze wygląda perfekcyjnie i na pewno go kupię ponownie.
Z powyższych rozważań, moim zdaniem aplikacja makijażu na nim to dość śliska sprawa. Od razu po nałożeniu daje zupełnie neutralne wykończenie, stąd jeśli nie wykonujesz jakichś abstrakcyjnie zaawansowanych, trących ruchów, raczej nie naruszysz go na tyle, by gwałtownie obniżyć zapewnianą przez niego ochronę (chociaż nigdy takiej pewności nie masz i trzeba to wliczyć w koszty), ale ten kosmetyk nie utrzyma wybitnie kolejnej warstwy, choć i tak zrobi to lepiej niż większość SPFowych czempionów. Jeśli zatem masz sprawdzony podkład, który sprawdza się w standardowych warunkach, jest duża szansa, że będzie pracować w zbliżony sposób na warstwie Tocobo.
Zakres ochrony: 5 filtrów chemicznych, o szerokim spektrum działania, wygląda to obiecująco. Jak jest w rzeczywistości? Nie wiem, ale mam nadzieję, że producent nie zanurza się tak głęboko w świat fantazji jak w zespół Purito i faktycznie w tym filtrze jest to, co znajdziemy na etykiecie produktu.
INCI: Aqua, Dibutyl Adipate, Propanediol, Ethylhexyl Triazone, Terephthalylidene Dicamphor Sulfonic Acid, Polyglyceryl-3 Distearate, Niacinamide, Tromethamine, Cetearyl Alcohol, 1,2-Hexanediol, Diethylamino Hydroxybenzoyl Hexyl Benzoate, Pentylene Glycol, Polysilicone-15, Vigna Radiata Seed Extract, Gossypium Herbaceum (Cotton) Extract, Sophora Flavescens Root Extract, Rheum Palmatum Root/Stalk Extract, Scutellaria Baicalensis Root Extract, Phellodendron Amurense Bark Extract, Oenothera Biennis (Evening Primrose) Flower Extract, Ulmus Davidiana Root Extract, Pinus Palustris Leaf Extract, Pueraria Lobata Root Extract, Sodium Hyaluronate, Gossypium Herbaceum (Cotton) Seed Oil, Polymethylsilsesquioxane, Sodium Polyacryloyldimethyl Taurate, Glyceryl Stearate, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Potassium Cetyl Phosphate, Glycerin, Glyceryl Stearate Citrate, Inulin Lauryl Carbamate, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Ethylhexylglycerin, Adenosine, Butylene Glycol, Tocopherol, Parfum
MISSHA SOFT FINISH SUN MILK SPF 50+ PA+++
Kolejny, topowy produkt. Może nie doczekał się dytyramb w instagramowym światku, ale ma swoje stałe i przekonane o jego wyjątkowości, grono odbiorców. No więc musiałam, musiałam go kupić i sprofanować na swojej cholerycznej skórze.
Konsystencja płynąca ciurkiem, podbielona i naciągnięta różowym pigmentem. Serce mi niemal stanęło, gdy tę mleczną drogę zobaczyłam. Przysięgam. Kosmetyk podczas aplikacji staje się hybrydą kremu-silikonu, nie potrafię wyjaśnić dokładnie swoich odczuć, ale jest to za każdym razem błogie przeżycie. Sun Milk cudownie rozpręża i zmiękcza skórę, za każdym razem gdy go aplikuję nie mogę wyjść z podziwu z jaką delikatnością, szacunkiem i czułością traktuje moją cerę. Konsystencja jest na tyle lejąca, że nie miałam do końca pewności czy aplikuję prawidłową ilość, zwłaszcza, że delikatnie smuży i ma tendencję do osiadania gdy jest jeszcze mokry, co sprawia, że końcowy werdykt co do dobrze wykalkulowanej ilości jest tak samo mętny jak an początku. Nie stawia żadnego oporu, nie wymusza tarcia, działa jak opatrunek. Po około 5-10 minutach (w zależności od odwodnienia skóry), Missha osiada na skórze, zachowuje się jak jedwabny, miękki puder. Skóra wygląda w nim pięknie: o ile nie będzie zaburzać jego warstwy dodatkowymi kosmetykami i warstwami. Daje efekt wygładzenia, wygląda fenomenalnie na zdjęciach, cera w obiektywie wygląda na nieskazitelną i wcale nie jest gorzej w rzeczywistości. Polecam go szczególnie osobom, których większość filtrów przeciwsłonecznych podrażnia lub wysusza (i jednocześnie działa komedogennie) lub szukają kosmetyku, który podkreśli dobrą kondycję skóry.
Sun Milk to nie jest jednak samo pasmo sukcesów. Rozbiela skórę. Najbardziej przy aplikacji, potem ten efekt jest coraz subtelniejszy, ale jeśli załakniecie choć odrobiny piękna, spoglądając z podziwem na własne odbicie w sklepowej szybie, to jest to zauważalne, zwłaszcza gdy macie cieplejszy i/lub ciemniejszy typ urody. Nie mam również pewności co do jego przyczepności: bo z jednej strony stawia opór podczas demakijażu i nie jest wcale tak prosty do zmycia, a z drugiej: absolutnie za każdym razem, gdy próbowałam go dobudować lub nałożyć makijaż, widziałam jak się przemieszcza, miejscami nawet i roluje. Makijaż niszczy, niestety, jego wyjątkowe wykończenie i sprawia, że skóra zaczyna się wyświecać, co się nie dzieje, jeśli nie zhańbię go nawet minimalną warstwą pudru. Biorąc również pod uwagę zastosowane w nim filtry, nie opierałabym na nim swojej głównej ochrony przed promieniowaniem słonecznym. Ta delikatna, wyczuwalna, pudrowa warstwa sprawia, że Sun Milk świetnie chroni skórę przed innymi czynnikami fizycznymi, to dosyć istotne, jeśli posiadacie skórę reaktywną o niskich możliwościach adaptacyjnych.
Nie wzmaga przetłuszczania, ale czasami zdarzało mi się odczuwać w nim falę ciepła. Nie migruje, nie podrażnia skóry (wykazuje działanie łagodzące, również na skórach reaktywnych, uszkodzonych, po zabiegach), nie powoduje potoku łez. Nie lepi. Nie daje uczucie przeciążenia, choć jest przez cały czas wyczuwalny (ale w pozytywny sposób, daje bardzo miękkie, luksusowe wręcz wykończenie).
Zapach salonu fryzjerskiego, wietrzeje szybko do poziomu, który nie dręczy nosa własnego i cudzego.
Zakres ochrony: chemiczno-mineralny, tlenek cynku i filtry chemiczne o średnim rozmachu ochrony. Nie miałabym odwagi go nosić przy indeksie UVA wyższym niż 6, a zwłaszcza gdybym miała uwrażliwioną, reaktywną i odbarwioną skórę (lub. takimi tendencjami).
INCI: Water, Cyclopentasiloxane, Silica, Zinc Oxide, Dipropylene Glycol, Butylene Glycol, Lauryl PEG-10 Tris(Trimethylsiloxy)silylethyl Dimethicone, Ethylhexyl Salicylate, Caprylyl Methicone, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Isopropyl Palmitate, Titanium Dioxide (CI77891), Alcohol Denat., C12-15 Alkyl Benzoate, Helichrysum Arenarium Extract, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Magnesium Sulfate, Dimethicone/Vinyl Dimethicone Crosspolymer, Dimethicone, Diethylamino Hydroxybenzoyl Hexyl Benzoate, Quaternium-18 Bentonite, Aluminum Hydroxide, Stearic Acid, Glycerin, Hydrogen Dimethicone, Phenoxyethanol, Fragrance, Silica Dimethyl Silylate, Sodium Benzoate, Tocopheryl Acetate, Disodium EDTA, Potassium Sorbate, Caprylyl Glycol, Polyhydroxystearic Acid, Isostearic Acid, Isopropyl Myristate, Lecithin, Ethylhexyl Palmitate, Polyglyceryl-3 Polyricinoleate, CI77492, Limonia Acidissima Extract, CI77491, VP/Hexadecene Copolymer, Acrylates/Dimethicone Copolymer, Biosaccharide Gum-4, Rosa Davurica Bud Extract, Cinchona Succirubra Bark Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Abronia Villosa Leaf Extract, Psidium Guajava Leaf Extract, Rhodiola Rosea Root Extract, Hexyl Cinnamal, Benzyl Salicylate
EUCERIN SUN GEL-CREAM OIL CONTROL SPF50+
Przejdźmy dalej: Eucerin. Nie zgodzę się z informacją o żelowej formule, czy też żel -kremie. To, co wydobywa pompka to krem, i to gęsty krem. Kolor podżółcony, mam wrażenie, że i lekko zażółca skórę, aczkolwiek nie jest to u mnie aż tak zauważalne, gdyż moja karnacja ma tych tonów naturalnie dużo. Myślę, że na chłodniejszych typach skóry sytuacja może być już mniej optymistyczna.
Mimo gęstej i mokrej konsystencji, krem rozprowadza się na skórze w sprawny sposób, całkowicie niknie jego toporność, nie jest tłusty. Wchłania się, ale do satyny, i tutaj powiem szczerze, mam pewien problem. Bo o ile jestem w stanie zrozumieć zachwyt tym produktem, biorąc pod uwagę jego dalsze zalety o których napiszę, to ja nie jestem w stanie go używać. Wykończenie, jak napisałam, jest satyną. Ale to jest satyna, która daje efekt brudnej, niedomytej skóry i w wyjątkowo niekorzystny sposób na tej skórze leży. Nakładanie Eucerin to dla mnie alegoria picia piołunu, niby dobrze robi na żołądek, ale nadal pijesz wywar z piołunu, po którym cię wykręca.
Kosmetyk dobrze siada na skórze, na tyle dobrze, że spośród wszystkich dzisiaj wywołanych produktów do ochrony przeciwsłonecznej, ten z makijażem ma szansę być najbardziej kompatybilny. Wymaga jednak czasu, co najmniej 10-15 minut. Jest trwały i zwiększa trwałość tego, co się na niego nałoży. Jest rzeczywiście odporny na sebum i pot, w zasadzie to, w jaki sposób wygląda na skórze po około 15 minutach, utrzymuje się już przez pozostałe godziny aż do demakijażu. Prawdziwe jest stwierdzenie, że jest wyczuwalny na skórze, ale jej nie przeciąża. Mimo wielokrotnych prób, nigdy nie spowodował gwałtownego pogorszenia stanu mojej cery, jest dosyć neutralny pod tym względem - skóra pracuje podobnie jak bez żadnego produktu, co przy aplikacji tak sowitej ilości kosmetyku wodoopornego, zasługuje na szczere uznanie. Ma, niestety, tendencje do rolowania i zbijania się w kłębki, dlatego trzeba działać nim szybko i moim zdaniem nie nadaje się do reaplikacji.
Ze świeżo wklepywanego kremu wyzierają złowrogo opary alkoholu, natomiast nie odnotowałam żadnych epizodów, które mogłyby świadczyć o większej reaktywności mojej skóry. Ogólnie kosmetyk nie migruje, ale podrażnia oczy. Nie zawsze powoduje łzawienie, ale daje głównie uczucie "ciężkich powiek" oraz podczas demakijażu i do nawet godziny po, utrzymuje się zamglenie- nie, nie nakładam go na powieki. Jest w nim coś, co jednak musi mój narząd wzroku wyjątkowo drażnić albo jest to znak, że potrzebuję pilnie porady psychologicznej.
Polecam osobom, które mają twierdzą, że każdy SPF powoduje wysyp i gigantyczny łojotok. W moim odczuciu to jedna z najbardziej neutralnych, dostępnych na rynku formuł, ale tak jak już pisałam, nie będę używać, bo nie podoba mi się jego niechlujne wykończenie.
Ochrona: szerokopasmowa, ale nie spodziewałabym się wysokiej ochrony w zakresie UVA, analizując zastosowane w formule filtry chemiczne. Plusem jest to, że SPF się nie przemieszcza i jest odporny na pot, to zawsze punktuje, nawet jeśli pozostałe parametry mogłyby być odrobinę lepsze.
INCI: Aqua, Cl 2-15 Alkyl Benzoate, Alcohol Denat., Butyl Methoxydibenzoylmethane, Butylen Glycol Dicaprylate/Dicaprate, Ethylhexyl Triazone, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine Dibutyl Adipate, Diethylamino Hydroxybenzoyl Hexy Benzoate, Glyceryl Stearate Citrate, Phenylbenzimidazol Sulfonic Acid, Silica, Tapioca Starch, Behenyl Alcohol Cetearyl Alcohol, Silica Dimethyl Silylate, Carnitine Glycyrrhetinic Acid, Glycyrrhiza Inflata Root Extract Glycerin, Dimethicone, Copernicia Cerifera Cera Hydroxypropyl Methylcellulose, Carrageenan, Xantha Gum, Sodium Hydroxide, Trisodium EDTA, Hydroxyceto henone Eth Ihex I I cerin Phenox ethanol
ALTRUIST, FACE FLUID SPF 50+ (LEKKA EMULSJA DO TWARZY)
No to lecimy dalej. Kolejny kosmetyk legenda.
Konsystencja zsiadłego mleka, w zasadzie pierwsze, buzujące i uderzające do głowy emocje nie zniekształcają aż tak rzeczywistości, bowiem Altruist daje efekt zwarzenia, skiśnięcia na twarzy. Nie wygląda to dobrze. Krem szybko nabiera przyzwoitości przy delikatnych, okrężnych i oklepujących ruchach, delikatnie transparentnieje, ale nie ma mowy żeby trzymał fason, wchłonął się całkowicie i dawał dyskretny, neutralny efekt. Rozbiela skórę i robi to widocznie. Z jednej strony to plus, bo doskonale wiesz ile gdzie i ten krem jest, więc dobrze kontrolujesz sytuację, ale z drugiej strony sami widzicie w jak żałosny sposób próbowałam ratować sytuację z Altruistem.
Krem gęstnieje i w ciągu 15 sekund przechodzi dość gwałtowną metamorfozę, staje się bardziej gumowy, rozsiadając się impertynencko na skórze. Plusem jest bardzo komfortowa konsystencja, przy wrażliwych, suchych i bardzo reaktywnych skórach, kosmetyk może przynieść dużą ulgę i zapewnia naprawdę ładne, satynowe wykończenie. Ogromnym plusem są jego wysokie zdolności łagodzące, zmiękczające i nawilżające, naskórek w tym produkcie rozmięka jak masło, dlatego też myślę, że mimo wszystko znajdzie on swoich wielbicieli. Zaskoczeniem jest to, że nie daje brudnego i przepoconego efektu mimo naprawdę mokrego wykończenia. Nie wysycha na skórze. Jeśli skóra Wam się wyświeca, to będzie w nim sto razy bardziej tłusta niż zwykle ma to miejsce. W innych przypadkach efekt jest mokry, lepki i coraz bardziej uciążliwy w ciągu dnia. Ciężko było mi uwierzyć w tak liczne, pozytywne opinie, bo grupa odbiorców jest naprawdę wąska (i gdybym miała inwestować w SPF z powyższymi wymaganiami, wybrałabym ostatnio recenzowany Garnier Ambre Solaire Super UV lekkie serum z wysoką ochroną UV z ceramidami). No dobra, jeszcze ciężej uwierzyć mi, że ktoś zdołał na tym produkcie wykonać makijaż i jeszcze jest zachwycony końcowym efektem.
Skóra dosyć mocno się pod nim poci. Na szczęście nie rozgrzewa, ale to pocenie i widoczne, białe ślady przy zmoczeniu są mało estetyczne.
Nie zauważyłam by produkt migrował, nie roluje się, ale do ponownej aplikacji nadaje się średnio, jest to mozolna i mało sensowna czynność. Jak siebie kocham, zapachu nie wyczuwam, a czytałam, że jest nieznośny. O ile w tę zsiadłą konsystencję jeszcze mogłam uwierzyć, to już w tę drugą atrybucję - nie do końca. Okazało się, że to właściwy kosmetyk, nie minęła data przydatności, mogłam również wymienić opakowanie. Jesteście ciekawi finału? Jest tak samo kiepski. Nadal ma konsystencję zsiadłego mleka. I nadal nie wyczuwam w nim tego nieznośnego zapachu.
Oczy posyła do piekieł. Piecze niemiłosiernie. Na skórę działa jak balsam, na ślepia jak formalina. Mam nadzieję, że na tych pozowanych fotach udało mi się to uchwycić.
Ochrona: perfekcyjna. 6 stabilnych filtrów chemicznych, szerokopasmówki, porządne przyleganie do skóry. Nie mam się do czego przyczepić, zawsze kiedy go noszę czuję się bezpiecznie: ochrona przed promieniowaniem słonecznym, czynnikami fizycznymi i small-talkiem.
INCI: Aqua, C12-15 Alkyl Benzoate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Ethylhexyl Salicylate, Ethylhexyl Stearate, Glycerin, Niacinamide, Octocrylene, Dimethicone, Titanium Dioxide (Nano), Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Phenylbenzimidazole Sulfonic Acid, Sodium Stearoyl Glutamate, Ethylhexyl Triazone, Panthenol, Aminomethyl Propanol, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Phenoxyethanol, Alumina, Tocopheryl Acetate, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Simethicone, Caprylyl Glycol, Piroctone Olamine, Titanium Dioxide, Silver Chloride, Diethylhexyl Sodium Sulfosuccinate, Propylene GlycolSKINTRA, RICH COAT SPF 50+
I to jest SPF o którym nie wiem co mam napisać. Bo nie jest wcale zły (i o tym będzie dalej), jest wręcz poprawny, ale konkurencja go zmiażdżyła. Za tę cenę jest masa lepszych, ciekawszych formuł.
Konsystencja średnio gęsta, beżowa, ale ze zdecydowanymi tonami żółtymi, ale nie bieli i nie żółci skóry. Jest neutralna pod tym względem. Kosmetyk krótko po aplikacji osiada na skórze, ale zaskoczeniem jest to, że mimo tej schnącej i siadającej formuły, nie roluje się (ale może to robić, jeśli cackasz się z nim za długo, trzeba nim działać szybko). Wykończenie typowo satynowe, nie potrzebuje wiele czasu, w ciągu minuty zobaczysz to, co po kilku godzinach. Nie wzmaga tendencji do przetłuszczania, ale jeśli Wasza skóra ma do tego skłonności, to po tym SPFie nie będzie lepiej. Szybko się rozprowadza, nie smuży. Nie podrażnia oczu, ale jest jedna rzecz, która mnie bardzo w nim niepokoi: za każdym razem mam po nim rozgrzaną skórę. Nie czuję pieczenia, ale ciepło już tak. Do tej pory nie doszłam do tego co tak na mnie działa, ale nie zamierzam ryzykować i dalej go używać.
Nie pogłębia struktury skóry, równomiernie na niej osiada. Wykończenie jest satynowe, ale nie pudrowe, tylko z delikatnym poblaskiem. Czy sprawdzi się pod makijaż? I tak, i nie. Jeśli Twoja skóra dobrze reaguje na budowanie warstw i wykazuje minimalną tendencję do przetłuszczania, prawdopodobnie tak i będzie to jedna z lepszych baz. Jeśli jednak posiadasz skórę bardziej wymagającą i nawracającą bolączką jest niska trwałość kosmetyków kolorowych, naprawdę nie licz na to, że Skintra ją rozwiąże. Prawdopodobnie potrzebie resztki nadziei.
Plusem jest to jak łatwo się zmywa, spośród wszystkich recenzowanych dzisiaj filtrów, to właśnie on stawia poprzeczkę najniżej. Do tego dzielnie reaguje na pot. Nie zauważyłam po nim pogorszenia stanu skóry, ale tak jak już napisałam - ze względu na rozgrzewanie skóry, nie stosowałam go zbyt często i swoją opinię opieram na pojedynczych dniach, a nie tygodniach. Zapach neutralny, "kosmetyczny", nie wyczuwam żadnych wybijających się, przewodnich nut. Woń towarzyszy przez cały czas noszenia, jednak nie jest nachalna.
Ochrona: 3 filtry chemiczne, w tym Tinosorb S i Uvinul A. Ciężko mi dywagować nad składem tego produktu, ale budzi i budził on od samego początku ciąg piętrzących się wątpliwości, szczególnie, że w składzie znajdują się składniki, które są wysoce podatne na procesy utleniania. Wierzę jednak, że jeśli został on dopuszczony do obrotu, spełnia swoją funkcję i zostało to potwierdzone niezbędnymi badaniami.
INCI: Aqua, Dibutyl Adipate, Diethylamino Hydroxybenzoyl Hexyl Benzoate, Propanediol, C15-19 Alkane, Amylopectin, Ethylhexyl Triazone, Triheptanoin, Undecane, Potassium Cetyl Phosphate, Coco Caprylate Caprate, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Silica, Pentylene Glycol, Acrylates/C12-22 Alkyl Methacrylate Copolymer, Glyceryl Stearate, Ascorbyl Tetraisopalmitate, Saccharide Isomerate, Cetearyl Alcohol, Citrullus Lanatus Seed Oil, Tocopherol, Caesalpinia Spinosa, Sunflower Sprout Extract, Pseudoalteromonas Ferment Extract, Allantoin, Arginine, Bentonite, Xanthan Gum, Tridecane, Maltodextrin, Glyceryl Caprylate, Coco-Glucoside, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Disodium Lauryl Sulfosuccinate, Hydroxyacetophenon, Quartz, Sodium Citrate, Citric Acid
ISDIN FOTOULTRA AGE REPAIR FUSION WATER KREM DO TWARZY SPF 50+
Biała, mięsista emulsja, podczas rozprowadzania produkt staje się półwodnisty. Bieli jedynie na czas aplikacji, wymaga czasu, bowiem intensywnie smuży. Pomocne jest "doklepanie". Nie jest to filtr, który w zdecydowany, konkretny sposób siada na skórze, można łatwo naruszyć jego powierzchnię, dlatego nic więcej, poza aplikacją, nie zalecam z nim robić - jeśli macie nawyk dotykania skóry, zdecydowanie odradzam Wam zakup tego produktu. Nie wiem też jak ogarnęłabym z nim sprawę okularów, jeśli tak łatwo się ściera... Wraz z czasem staje się coraz bardziej tłusty, zostawiając dziwną, natłuszczona powierzchnię, jest to jeden z tych kosmetyków, który w ogóle nie reaguje na próby zmatowienia. I tak jak lubię świetliste wykończenie, to Isdin przekroczył tę granicę i przekracza ją wielokrotnie - im dalej w las, tym skóra coraz bardziej tłusta. Kompletnie nie nadaje się pod makijaż. Plusem jest to, że sam z siebie się nie wałkuje (o ile mu w tym nie pomożecie), ale wysypało mnie po nim srogo.
Od razu podczas aplikacji do nozdrzy wdziera się zapach mydła i towarzyszy on przez cały czas noszenia, szczęśliwie: do takiego poziomu, który już nie jest męczący.
Co więcej, na pewno dobrze sprawdza się w replikacji. Tak jak źle na niego wpływa jakikolwiek dotyk, to konsystencja jest na tyle płynna, że jest stworzona do podbudowania kolejnych warstw - pardon, tylko nie gdy tę warstwę stanowi Isdin. Zatem jeśli nie jest to dla Was problem, by mieć inny produkt bazowy, i inny do ponownej aplikacji, to wersja Age Repairing jest doskonałym wyborem.
Ogromny plus: nie piecze w oczy, nawet jeśli kładłam go na powieki, nie robił mi krzywdy. Nie powoduje swędzenia, nie podrażnia. Gdyby nie był tak tłusty, to pewnie zużyłabym go do końca.
Ochrona: poza ścierającą się formułą? Bardzo dobra, jeśli nie najlepsza z dzisiaj przedstawionych produktów do ochrony przeciwsłonecznej. Analizując skład Isdin, nie ma się do czego przyczepić. 6 filtrów chemicznych, pełny zakres ochrony, UVA na wyższym poziomie niż wymagają tego ogólne standardy UE.
Pozdrawiam ciepło,
Ewa
Tocobo jest dla mnie przyjemny (choć przez tę lekkoś też nie mam pewności odpowiedniej ochrony), a Altruist i Isdin nosiłam (i znosiłam ;)), choć Altruist mimo błyszczenia się skóry był dla mnie delikatniejszy. A czy znasz Beauty of Joseon - Relief Sun Rice Probiotics - SPF50+/PA++++ - dla mnie to jeszcze przyjemniejsza opcja niż Tocobo, bo bez zapachu. Fajnie, że Eucerin dobrze chroni (choć boję się alko w składzie) - może jednak kiedyś wypróbuję na plażowe sytuacje. Wielkie dzięki za takie kompleksowe recenzje.
OdpowiedzUsuńjak dotąd korzystałam z La Roche-Posay Anthelios UV Mune SPF50+, zużyłam już kilka opakowań i jestem zadowolona, ale mam ochotę przetestować coś nowego ;) może się skuszę na Tocobo :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czyta, masz lekkie pióro. Ten wpis to rzetelna analiza okraszona poczuciem humoru. Z przyjemnością poczekam na następne artykuły.
OdpowiedzUsuńJa zuzywam opakowanie isdin jedno za drugim i na mojej cerze są kompletnie inne odczucia ! Po aplikacji suchy, matowo- satynowy. Pięknie wygląda w ciągu dnia. Ale rzeczywiście jak zaczynałam wychodzić z trądziku z Tobą to było inaczej, wszystkie filtry zostawiały smalec na twarzy.
OdpowiedzUsuń